Wesele, wesele... cz.2.

SOBOTA, 2 maja 2015 Sobota zapowiadała się długa, interesująca i pełna emocji. Obudziłam się wcześnie, około 8.30, bo pomyślałam, że głupio tak u teściowej w domu się wylegiwać. Mój U. za bardzo się tym nie przejmował i na moje ponaglania tylko przekręcił się na drugi bok. W końcu jednak udało mi się go zmusić do podniesienia się. Teść z bratem mojego męża wyszli do pracy już przed 7.00, więc w domu byliśmy we troje. W kuchni czekało na nas pyszne tureckie śniadanie. Tęskniłam za tym, bo już 8 miesięcy nie byłam w Turcji. Był sucuk, borek, miód, oliwki, biały ser, tradycyjny chleb z Malatyi i oczywiście herbata w tulipanowych filiżankach. Porozmawialiśmy z teściową (rozmawiał raczej mój mąż) i czekaliśmy na gości, którzy mieli się zjawić nie wiadomo kiedy. Zrobię tu mały wtręt trochę odbiegający od tematu. Moi teściowie mają bardzo duże i ładne mieszkanie. Nie ma w nim typowo tureckich tandetnych bibelotów. Powiedziałabym, że jest nowoczesne i mądrze urządzone. Lubię tam b...