Wesele, wesele... cz.2.

SOBOTA, 2 maja 2015

Sobota zapowiadała się długa, interesująca i pełna emocji. Obudziłam się wcześnie, około 8.30, bo pomyślałam, że głupio tak u teściowej w domu się wylegiwać. Mój U. za bardzo się tym nie przejmował i na moje ponaglania tylko przekręcił się na drugi bok. W końcu jednak udało mi się go zmusić do podniesienia się. Teść z bratem mojego męża wyszli do pracy już przed 7.00, więc w domu byliśmy we troje.

W kuchni czekało na nas pyszne tureckie śniadanie. Tęskniłam za tym, bo już 8 miesięcy nie byłam w Turcji. Był sucuk, borek, miód, oliwki, biały ser, tradycyjny chleb z Malatyi i oczywiście herbata w tulipanowych filiżankach. Porozmawialiśmy z teściową (rozmawiał raczej mój mąż) i czekaliśmy na gości, którzy mieli się zjawić nie wiadomo kiedy.

Zrobię tu mały wtręt trochę odbiegający od tematu. Moi teściowie mają bardzo duże i ładne mieszkanie. Nie ma w nim typowo tureckich tandetnych bibelotów. Powiedziałabym, że jest nowoczesne i mądrze urządzone. Lubię tam być, jeść śniadania i kolacje na balkonie, z którego rozciąga się widok na góry. Pierwszy raz byłam tam w ramadanie. Rodzina U. jadła iftar na balkonie, a ja podziwiałam rozgwieżdżone niebo. Ach... No nic. W każdym razie, w mieszkaniu jest dużo miejsca dla wielu osób.

O 14.00 przyszła babcia U. W zasadzie nie babcia, bo druga żona dziadka, ale jak ją inaczej nazwać? Jest dość bezpośrednia. Mówi, co myśli. W czasie, w którym Turcy wypijają jedną szklaneczkę herbaty, ona zdążyła obgadać wszystkie partnerki męskiej części rodziny. Bałam się jej, ale na szczęście w mojej obecności mnie nie krytykowała. Co mówiła później, mało mnie interesuje. W ciągu całego dnia nie spotkało mnie z jej strony nic niemiłego, a nawet wręcz przeciwnie, ale o tym później... 
                
Kolejnymi oglądającymi nową w rodzinie gelin była siostra teściowej i jej piętnastoletnia córka. Z ciocią Z. wiąże się ciekawa historia. Kiedy dowiedziała się, że U. spotyka się z yabancı‏, przekonywała rodziców mojego męża, że należy mu znaleźć porządną dziewczynę = Turczynkę. Zadeklarowała, że nawet sama się tym zajmie. O jej pomyśle dowiedziałam się od wówczas mojego chłopaka, który bronił ciotki i mówił, że żartuje, żeby nie brać jej na poważnie, że ona w gruncie rzeczy jest naprawdę fajną kobietą, ale mi te rewelacje podniosły ciśnienie wystarczająco, żebym nie chciała słyszeć żadnych tłumaczeń. Nic więc dziwnego, że teraz po ślubie/przed ślubem doszło do naszego pierwszego spotkania.
               
Okazało się, że ciocia Z. jest wspaniała. Nie ma w tym stwierdzeniu krzty ironii. Naprawdę jest cudowna. Może nie przesłodka jak niektóre ciocie, ale bardzo życzliwa i miła. I to ona najbardziej mi pomogła w dniu ślubu. Nie wiem dlaczego, ale kiedy odrzuciłam wspomnienia o planowaniu małżeństwa mojego faceta, polubiłam tę kobietę chyba najbardziej (zaraz po teściach).
                
Wspólnie z wyżej wymienionymi kobietami zjedliśmy obiad przygotowany przez teściową. Na stole znalazły się: yoğurt çorbası‏ (http://46.32.255.124/~pilotgu/wordpress/wp-content/uploads/2013/03/COLD-YOGHURT-SOUP-SOGUK-YOGURT-%C3%87ORBASI.jpg) i yaprak sarma (http://neyimeshur.org/wp-content/uploads/yaprak-sarma.jpg)‏. Było przepysznie. Chyba nigdy nie wyjdę z podziwu wobec zdolności kulinarnych tej kobiety. Oprócz tego, że wszystko jest smaczne, to zarazem bardzo lekkie i zdrowe bez kolosalnej ilości tłuszczu i soli jak to bywa w części tureckich domów.
               
Posiedzieliśmy trochę, wypiliśmy herbatę/kawę, a ja nagle zrobiłam się tak zmęczona, że mi się same oczy zamykały. Wszyscy mnie namawiali, żebym się położyła na trochę i odpoczęła przed wieczorem, ale głupio mi było zostawiać ludzi i iść na poobiednią drzemkę jak jakaś królewna. W końcu jednak się poddałam. Położyłam się na dwie godziny i wstałam jak nowo narodzona. W tym czasie przybyli kolejni goście – ciocia (nauczycielka psychologii i filozofii) oraz jej synowie i były mąż -  bardzo inteligentny, elokwentny i oczytany człowiek. Są dość nowocześni, jeśli chodzi o podejście do życia, więc nie było mowy o żadnych ucałowaniach rąk itd.
                
W końcu przyszli inni wujkowie, inne ciotki i inni kuzyni, dziadek oraz sąsiadki teściów, które koniecznie chciały zobaczyć tego dziwoląga zza granicy. Jakoś w międzyczasie zaczął mnie boleć żołądek i od razu „babcia” stwierdziła, że to nazar. Że jakiś zły urok zazdrośnika na mnie spłynął. Chwyciła w rękę jakiś modlitewnik i przeczytała modlitwę przeciw nazarowi, a ja miałam wypić wodę z cukrem. Było to dość zabawne, szczególnie że nikt nie wierzył w takie rzeczy, ale co tam, ciekawie się działo przynajmniej. Wszyscy robili mnóstwo zdjęć – mam nadzieję, że je kiedyś zobaczę.
                
Wieczorem odbyła się wspólna kolacja. Zaserwowano nametli patlıcan tava‏ (http://www.oktayustayemektarifi.com/wp-content/upload/firinda-patlican-tava-malatya-mutfagi-500df89ed11b5.jpg) - potrawę przygotowaną specjalnie dla nas w lokalu specjalizującym się w tym daniu od wielu lat. Potem były już tylko rozmowy, rozmowy, rozmowy... Wzbudziłam powszechne zaskoczenie wśród męskiej części rodziny, ze względu na swoją wiedzę na temat piłki nożnej. 
            
Goście byli u nas do 22.30. Po ich wizycie miałam przeczucie, że to będzie naprawdę fajne wesele.

Dla informacji wszystkich. Nie mieliśmy typowej kına gecesi, bo wydawało nam się to zupełnie niepotrzebne ze względu na to, że już byliśmy małżeństwem. Mimo to, wieczór z rodziną U. był dla mnie cudownym przeżyciem i spędziłam bardzo miły dzień.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tureckie marki odzieżowe

Nasze przygody z cig kofte (bez mięsa) :)

Ramazan geldi!