Spotkajmy się przy herbacie!
Każdy kraj, każde miasto ma coś, co się nam z nim kojarzy. Może to być
jakich charakterystyczny smak albo zapach, może budynek albo ulica… Dla mnie
Turcja kojarzy się ze smakiem i zapachem herbaty. Tej prawdziwej, parzonej po
turecku i podawanej w małych szklaneczkach w kształcie kwiatu tulipana.
Pierwsza podróż do Turcji obfitowała w nowe odkrycia, również kulinarne. Do takich odkryć należała właśnie herbata. W Polsce przyzwyczaiłam się do herbat z torebek. Smak jałowy, zapach – bez zapachu, a jak woda zła, to jeszcze nieładny brązowy osad na szklance. Mimo tych minusów, piłam herbatkę jak każdy.
Tę po turecku po raz pierwszy piłam do śniadania. Już sam proces przygotowywania napoju wzbudził moje szczególne zainteresowanie. Czajnik złożony jakby z dwóch. W jednym woda, w drugim napar herbaciany. Przygotowanie zajmuje trochę czasu, ale warto czekać, bo smak jest niesamowity. Oczywiście dużo zależy od gatunku samej herbaty, ale w Turcji nie ma co na to narzekać. Spróbowałam i… miłość od pierwszego łyku.
Szklaneczki (urokliwe) na początku wydawały mi się bardzo niepraktyczne, ale w zasadzie, nie można tej herbaty pić inaczej, bo gwałci się rytuał. Trzeba w przeźroczystym tulipanie, ze srebrną łyżeczką i biało-czerwonym spodkiem. Ach, koniecznie dwie kostki cukru! Z tymi kostkami, to urządzamy sobie czasem zabawę. Jeśli się dwie kostki wrzuci do szklanki odpowiednio, to zatrzymują się w jej najwęższej części, a później można lać herbatę i patrzeć, które wcześniej spadną. Trochę to dziecinne, ale przecież każdy człowiek ma jakieś swoje zwyczaje i nawyki.
Cieszy mnie fakt, że taką herbatę można dostać w Turcji wszędzie. Bardzo często dają ją za darmo do jakiegoś jedzenia, albo płaci się symbolicznie – 1TL. Ogólnodostępność herbaty w tym kraju i jej popularność sprawiają, że Turcja jest statystycznie czwartym konsumentem herbaty na świecie. Niezły wynik!
Nie wiem jak jest jeśli chodzi o produkcję herbaty, ale przypuszczam, że może być podobnie albo nawet lepiej, bo w Turcji ilość rodzajów herbaty jest niemożliwa do policzenia. Herbaty ziołowe, zielone, czarne… (Bardzo popularna jest herbata lipowa podawana zimą.)
Jak już pisałam, przygotowanie zajmuje trochę czasu, dlatego w domu zazwyczaj pijemy herbatę po turecku w weekendy. W ciągu tygodnia musimy zadowolić się tą torebkową, która w Turcji jest i tak o niebo lepsza niż „polski” Lipton. Z tego właśnie względu, za każdym razem kiedy wracam do Polski, ¼ mojej walizki zajmują pudełka i paczki z herbatą. Rozdaję je znajomym, którzy już docenili ten inny-lepszy smak.
Turcy piją herbatę zawsze. Na spotkaniach rodzinnych, w kawiarni, na imprezie. Częstują nią również gości. Dlatego właśnie należy pamiętać o rytuale. Pijąc herbatę, nie można się spieszyć. Trzeba pić łyk po łyku, rozmawiać i… dolewać jak się skończy. Całkiem przyjemna tradycja jak dla mnie, bo herbatę uwielbiam od dziecka.
Pierwsza podróż do Turcji obfitowała w nowe odkrycia, również kulinarne. Do takich odkryć należała właśnie herbata. W Polsce przyzwyczaiłam się do herbat z torebek. Smak jałowy, zapach – bez zapachu, a jak woda zła, to jeszcze nieładny brązowy osad na szklance. Mimo tych minusów, piłam herbatkę jak każdy.
Tę po turecku po raz pierwszy piłam do śniadania. Już sam proces przygotowywania napoju wzbudził moje szczególne zainteresowanie. Czajnik złożony jakby z dwóch. W jednym woda, w drugim napar herbaciany. Przygotowanie zajmuje trochę czasu, ale warto czekać, bo smak jest niesamowity. Oczywiście dużo zależy od gatunku samej herbaty, ale w Turcji nie ma co na to narzekać. Spróbowałam i… miłość od pierwszego łyku.
Szklaneczki (urokliwe) na początku wydawały mi się bardzo niepraktyczne, ale w zasadzie, nie można tej herbaty pić inaczej, bo gwałci się rytuał. Trzeba w przeźroczystym tulipanie, ze srebrną łyżeczką i biało-czerwonym spodkiem. Ach, koniecznie dwie kostki cukru! Z tymi kostkami, to urządzamy sobie czasem zabawę. Jeśli się dwie kostki wrzuci do szklanki odpowiednio, to zatrzymują się w jej najwęższej części, a później można lać herbatę i patrzeć, które wcześniej spadną. Trochę to dziecinne, ale przecież każdy człowiek ma jakieś swoje zwyczaje i nawyki.
Cieszy mnie fakt, że taką herbatę można dostać w Turcji wszędzie. Bardzo często dają ją za darmo do jakiegoś jedzenia, albo płaci się symbolicznie – 1TL. Ogólnodostępność herbaty w tym kraju i jej popularność sprawiają, że Turcja jest statystycznie czwartym konsumentem herbaty na świecie. Niezły wynik!
Nie wiem jak jest jeśli chodzi o produkcję herbaty, ale przypuszczam, że może być podobnie albo nawet lepiej, bo w Turcji ilość rodzajów herbaty jest niemożliwa do policzenia. Herbaty ziołowe, zielone, czarne… (Bardzo popularna jest herbata lipowa podawana zimą.)
Jak już pisałam, przygotowanie zajmuje trochę czasu, dlatego w domu zazwyczaj pijemy herbatę po turecku w weekendy. W ciągu tygodnia musimy zadowolić się tą torebkową, która w Turcji jest i tak o niebo lepsza niż „polski” Lipton. Z tego właśnie względu, za każdym razem kiedy wracam do Polski, ¼ mojej walizki zajmują pudełka i paczki z herbatą. Rozdaję je znajomym, którzy już docenili ten inny-lepszy smak.
Turcy piją herbatę zawsze. Na spotkaniach rodzinnych, w kawiarni, na imprezie. Częstują nią również gości. Dlatego właśnie należy pamiętać o rytuale. Pijąc herbatę, nie można się spieszyć. Trzeba pić łyk po łyku, rozmawiać i… dolewać jak się skończy. Całkiem przyjemna tradycja jak dla mnie, bo herbatę uwielbiam od dziecka.
Komentarze
Prześlij komentarz