Na bazar!

Podczas gdy w Polsce bazary, rynki i stragany powoli odchodzą do lamusa, ja Turcję nazwałabym jednym wielkim bazarem. Uwielbiam tureckie bazary – miejsca, gdzie można znaleźć wszystko (jak mówimy w Polsce – mydło i powidło).                

Ruch, gwar, krzyczący handlarze, targujący się ludzie, mnóstwo zapachów i kolorów. To tylko niektóre skojarzenia na temat tureckich świątyń rozpusty – bazarów. Moja pierwsza wizyta w takim miejscu przyprawiła mnie o ból głowy i czułam się jak w innej bajce. Nie rozumiałam ani słowa, więc turecki język wpadał mi i wypadał jak zakłócenia w telewizorze czy radiu, a mimo to od początku wiedziałam, że zwiedzanie bazarów będzie należało do moich ulubionych rozrywek w trakcie pobytu w Turcji. Na szczęście miałam przy sobie kogoś, kto mnie bezpiecznie przeprowadził między straganami z owocami, przyprawami, ciuchami, butami, lampami i fajkami wodnymi.
Jak tam jest? Wchodzisz i ogarnia cię wielki tłum ludzi. Osobiście nie przepadam za spędami takimi jak na przykład koncerty, bo nie lubię przebywać w ścisku, ale musiałam przecież zobaczyć to, z czego Turcja słynie. W każdym przewodniku można przeczytać o tureckich bazarach. Jest to punkt programu każdej wycieczki dla obcokrajowców. Turcy przywykli do posiadania tych zatłoczonych wielkich przestrzeni, natomiast dla „zagraniczniaków” bazary wciąż stanowią ewenement, o czym świadczy liczba „białych twarzy”, które spotkałam w trakcie zwiedzania.

Jako, że nie jestem prawdziwą turystką, a raczej pół turystką, udało mi się zobaczyć zwykły bazar uliczny w jednej z dzielnic Stambułu (chyba się nazywał „Piątkowy bazar”), ale także słynny „Bazar Egipski” – jeden z najstarszych bazarów w Stambule (1660), do którego prowadzi sześć bram. Nazwa wzięła się stąd, że w czasach osmańskich handlowano tu towarami przywożonymi właśnie z Egiptu. Dla wszystkich, którzy tam jeszcze nie dotarli, polecam wycieczkę. Przy okazji można sobie pochodzić po Eminonu i wdrapać się na Galata Tower (ale tutaj trzeba się przygotować na dłuuuugą kolejkę).

Kiedy przyjechałam do Turcji, zaskoczyła mnie ilość kobiet, które obnosiły się z torbkami LV, a czasami miały na sobie chyba wszystkie bardziej znane marki świata: Diora, Chanel, D&G, itp. I co? Po niektórych widać skąd je mają. ;) Bazary przepełnione są podróbkami… wszystkiego. Torebki, portfele, perfumy, szaliki, buty. Wszystko, co potrzebne za jedyne 10TL. Na kimś, kto się nie zna za bardzo na modzie, można zrobić piorunujące wrażenie po powrocie z Turcji. Tylko po co? Pytam po co, bo niektóre Turczynki bardzo uwidoczniają fakt posiadania „markowej” torby MK. Cóż, co kraj to obyczaj. 
  

Podsumowując, dla mnie bazar pozostanie (na zawsze chyba) ciekawym miejscem do obserwowania ludzkich zachowań. To niekończące się targowanie, walka o klienta, złoto i purpura niby z „Baśni tysiąca i jednej nocy” i pożądliwy wzrok turystów na widok taniego „czegoś”. A ja? Nie wiem jak się ustosunkować do samego robienia zakupów na bazarze. Z różnych relacji dowiedziałam się, że to bardzo opłacalne, ale ze względu na to, że, jak już wspomniałam, nie przepadam za ściskiem, dla mnie te miejsca pozostaną  raczej ciekawostką turystyczną.          

A co Wy kupujecie na bazarach? Jakie bazary polecacie? Dlaczego lubicie bazary albo, wręcz przeciwnie, nie znosicie ich? 
     

https://www.facebook.com/benkonukdegilim

Na koniec mała fotorelacja:






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tureckie marki odzieżowe

Nasze przygody z cig kofte (bez mięsa) :)

Ramazan geldi!